W tym roku stuknie 21 lat, szkołę skończyłem rok temu i od tego czasu siedzę w domu nic nie robiąc. Szukam codziennie pracy choćby w Polsce na miejscu ale nic nie ma czego bym potrafił zrobić i się podjąć. Przeglądam setki ofert prac za granicą, oczywiście znajomość języka w stopniu komunikatywnym czego nie potrafię nawet po Polsku, a gdzie tu po Angielsku/Niemiecku. I ogólnie już nie wiem co robić? Widzę jak wielu ludzi, z którymi chodziłem do klasy (z nikim się nie kolegowałem) ma pracę, a to słyszę jak pracują za granicą i dobrze się im wiedzie. To samo gadałem z kolesiem, który chodził ze mną do klasy i z nauką mu nie szło za dobrze bo kwestią sporną dla niego było 8x8 ale pracę ma 1800-2300 miesięcznie. I dlaczego urodziłem się takim jebanym pierdolonym kurewskim nieudacznikiem, któremu w życiu nic nie wychodzi i całe życie cierpi ? Nie wiem nawet kiedy ostatnio się uśmiechałem. Zero kolegów, przyjaciół nie mówiąc już o dziewczynie. Przez rok przytyłem ponad 20kg i nie zależy mi już na niczym, napierdala serducho z tej otyłości. I codziennie tylko myślę jak się zabić. Mówię jutro będzie poniedziałek przejdę się zobaczę może znajdę pracę ale nie. Wstydzę się rozmawiać z ludźmi, bo mam fobię społeczną. Ze szpitala uciekłem 2 lata temu, gdzie powinienem leżeć min. dwa tygodnie, uciekłem po trzech dniach i srałem na to, bo myślałem, że zdechnę. I tak wygląda moje życie, ma ktoś podobne? I bardzo dobrze rozumiem, że na świecie dzieje się innym jeszcze gorzej ode mnie, nie mają co jeść, dachu na głową itd i jest m i z tego powodu źle, bo oddałbym życie by na świecie zapanowała miłość i cała wojna między ludzkością się skończyła. Zawsze życzyłem ludziom dobrze, nawet tym, którzy całe życie byli moimi wrogami, obrażali mnie bo już mam taki charakter. Lubię pomagać zwierzętom, w zeszłym roku znalazłem na drogach z kilka naście bezpańskich psów, znalazłem im dobre dobry.
Ale co z tego jak ja całe życie mam pod górę. I zbieram odwagę by w końcu wziąć ten pierdolony sznurek, iść do garażu ew. do lasu i się powiesić ale brak odwagi. Ew miałem plan, że jak będzie -15/20 to kupię alkohol które nie cierpię, bo jestem abstynentem i nie palę, wezmę go upije się gdzieś na poboczu i umrę z zimna i chłodu. Ale jak zwykle zabrakło odwagi. Więc doradźcie mi, co mam począć bo już moja psychika nie wytrzymuje tej pierdolonej emocjonalnej huśtawki.
